Hersz Finkelsztajn, ur. w 1928 r. w Warszawie, przebywał z rodziną w getcie warszawskim, w 1941 r. przenieśli się do Siedlec. Uciekł z pociągu do Treblinki razem z nieznaną dziewczyną, wrócili do Siedlec. W grudniu 1942 r. został ponownie wywieziony do Treblinki. Pracował przy sortowaniu rzeczy, przewoził też zwłoki. Ukrył się w wagonie z ubraniami pomordowanych i uciekł. Ukrywając się na wsi, podając się za Polaka, został wywieziony na roboty do Niemiec. Przebywał w obozie we Frankfurcie nad Odrą, następnie został skierowany do pracy we wsi Papenbruch.

„Wepchnięto nas do wagonów, nastąpił chaos, hałas. Naliczono 150 osób w jednym wagonie. Ja moich rodziców od razu zgubiłem. Każdy pchał się w pobliże okienka. Była ogromna ciasnota, napchano nas jak śledzie. Kiedy wszystkich wpakowano do wagonów, zaplombowano je. Tak staliśmy do 3-ej po południu, bez jedzenia i picia. Przez 2 dni nie mieliśmy ani trochę wody w ustach. Byliśmy tak osłabieni, że żaden z nas nie miał sił pomyśleć o ucieczce, o 3-ej po południu wyjechaliśmy do Siedlec. Na każdym wagonie siedział Ukrainiec i pilnował. Chcieliśmy wyjąć deskę lub coś wyrwać, gdyż nożyki i młotki posiadaliśmy. Wtedy z góry krzyknięto ; nie rwijcie bo będziemy strzelać. Z tego dowiedzieliśmy się, że nad nami jest strażnik Niemiec. Stale strzelali dla postrachu. Nam to nie przeszkadzało. Pracowaliśmy dalej po cichu i wieczorem mieliśmy wyciętą dziurę pod okienkiem, gdyż ono umieszczone było za wysoko a dziura była blisko drzwi tak, że można było uchwycić się stopni. Skoczyło wielu ludzi, wielu zabito. Wielu żywych miało połamane ręce i nogi. Żydzi, którzy znali okolicę powiedzieli, że znajdujemy się w Sokołowie w pobliżu obozu Treblinki i ja wyskoczyłem z wagonu. Ja może nie skoczyłbym, ale ze mną była jeszcze dziewczynka, miała polskie papiery. Powiedziała abyśmy razem skoczyli i że będziemy razem wędrowali. Przejeżdżając przez las, 3 km. od Treblinki wyskoczyła pierwsza, po niej ja. Było już ciemno. Wszedłem do rowu i przeczekałem aż transport przejedzie. W czasie gdy ludzie skakali z pociągu, Ukraińcy strzelali raz za razem. Kule leciały nad głowami i kiedy transport odjechał, szliśmy wzdłuż szyn i widzieliśmy setki ludzi zabitych, rannych, rozstrzelanych, gdzie niegdzie osobno ręce, nogi gdyż kiedy przejeżdżał pociąg a na szynach leżał martwy Żyd, nie sprzątnięto go, a pociąg przejeżdżał go i kawały członków rozlatywały się na wszystkie strony.”

Hersz drugi raz został wywieziony do Treblinki w grudniu 1942 r.

„Wepchnięto nas po 150 osób do wagonu, zaplombowano i pojechaliśmy w kierunku Treblinki. Wydostać się z wagonu było niemożliwe. Żadnego okna, żadnej deski nie można było wyrwać gdyż były zabite żelazem. Jechaliśmy. Widzieliśmy przez szpary, że przejechaliśmy przez druty i że tam stoi straż. Włosy stanęły nam na głowie. Zrozumieliśmy, że jesteśmy w Treblince. Pociąg zaczął się przesuwać po szynach i wjeżdżać do Treblinki. Przez szpary widzieliśmy baraki i od razu usłyszeliśmy; szybciej, szybciej, przeklęci Żydzi, szybciej. Otworzono wagony a przy każdym wagonie stało 10 SS-owców. Oni wskoczyli do wagonów i zaczęli bić gumowymi pałkami zakończonymi ołowianymi główkami. Każdy został uderzony, w twarz lub w plecy. Koło mnie stał starszy Żyd i SS-owiec uderzył go w głowę. Głowa rozpadła się na kawałki, od razu skonał. Kiedy przypominam to teraz , mam ochotę płakać. Kiedy podszedł do mnie nie czekałem kiedy mnie uderzy, odrazu zeskoczyłem na ludzi, nie czekając na nic. Krzyki i płacz były bardzo wielkie, zaczęto krzyczeć: „wejść do baraków”. Tymczasem wybrano kilku ludzi do wyniesienia zmarłych z wagonów. Wybrano 6 osób i ja byłem siódmy. Martwych składaliśmy do cementowanych dołów, 8 m. głębokich. Kiedy położono warstwę zwłok kładziono na nich deski, potem znów ludzi i znów deski. Następnie wszystko podpalono i spalono. Podczas spalania mnie już tam nie było, nie widziałem tego. Kiedyśmy przybyli zobaczyliśmy duże kupy włosów koło baraków, fryzjerzy stąpali po tych włosach i kiedy wróciliśmy z pracy, fryzjerzy zebrali włosy do worków i odnieśli do magazynów. Po pogrzebaniu zabitych wróciliśmy do baraków. Odbył się apel i przeliczono nas. Było nas 360 robotników. Spaliśmy na gołych siennikach. Nocą pilnował nas Niemiec. Nie wolno nam było wychodzić a jeżeli mu się chciało, strzelał do ludzi. Rano znów był apel. Wpadł SS-man i szybko na jednej nodze musieliśmy wyjść z baraku. Ledwie mogliśmy wybiec z jednym butem na nodze. Po apelu musieliśmy wynieść zmarłych z baraku. W ciągu nocy mogło umrzeć 20-30 osób. To trwało do 12-ej. Obiad otrzymaliśmy w postaci niewielkiej ilości wody z pęczakiem, bez kartofli, rankiem i wieczorem trochę kawy z kawałkiem chleba. Chleba było bardzo mało, gdyż kapo kradł. Z takim jedzeniem nikłym i pracą można było miesiąc przetrzymać. Ale pracować i tak jeść było bardzo trudno przetrzymać. Trzeciego dnia znów był apel, dalej wynosiliśmy zmarłych i z 360 osób pozostało 150. Nas brano do roboty, a z tych 150 wybrano do nowej roboty, do sortowania rzeczy po zamordowanych. Ja byłem wśród tych 10-ciu którzy pracowali przy sortowaniu. Tych kilku Żydów z którymi pracowałem razem dobrze żyli między sobą i jak każdy mógł pomagał drugiemu dla ratowania się. Ja wogóle nie miałem apetytu i przekazywałem im moje jedzenie. Zaczęto ładować rzeczy i wysyłać je. Samochodami wywoziliśmy rzeczy do wagonów i załadowywaliśmy go. Samochód podjeżdżał blisko drzwi wagonu i myśmy wkładali rzeczy do niego. Stali przy tym Niemcy i pilnowali załadunku. Poprosiłem Żydów, że kiedy rzucają rzeczy, niech załadują również mnie z rzeczami do wagonu. I tak się stało. Podjechaliśmy samochodem do wagonu i podczas załadunku wskoczyłem do wagonu a Niemcy tego nie zauważyli. Leżałem razem ze szmatami i w wagonie od razu położyłem się aby mnie nie zauważyli, natomiast mnie zarzucono szmatami, że nie mogłem tchu złapać. Kiedy wagon był już pełen, wszedł do niego Niemiec aby zrewidować czy nikt się w nim nie ukrył. On miał długi kij zakończony żelaznym szpicem i tym kijem kłuł rzeczy i w ten sposób szukał ludzi. Nie zauważono mnie. Wagony zaplombowano i wyjechaliśmy z obozu. Przy pierwszej stacji 15 km od Treblinki skoczyłem po raz drugi z pociągu.”

Na podstawie: Archiwum AŻIH relacja 301/4506